czwartek, 28 marca 2013

Puk, puk tu kryzys...


Po krótkiej przerwie wracam trochę z innym tematem. Wątek ekopożyczki będę kontynuować w następnym poście, a dziś trochę skupię się na makroekonomii i sytuacji w Polsce.

Kryzys mamy nieustannie od ok. 2008 roku. W pierwszej fazie uświadamiał nam to cały świat, w drugiej fazie, w której jesteśmy teraz uświadamiają nam to nasi rządzący i pracodawcy. Od pewnego czasu stwierdzam, że kryzys stał się swoistym narzędziem zarządzania, a decyzje podejmowane czy to w firmach czy na szczeblu państwowym są podyktowane jedynie zaradzeniu kryzysowi, a nie rozwojowi czy modernizacji istniejących systemów.

Koncepcja zarządzania przez kryzys jest dla zarządzającego bardzo dobra, ponieważ jest on wstanie wyjaśnić duże zmiany (zazwyczaj na niekorzyść członków systemu) sytuacją kryzysową w gospodarce. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, iż zmiany rzadko bywają niekorzystne dla osoby je wprowadzającej – zazwyczaj prezes bierze za to sowitą premię. Mam często wrażenie jakby cały świat zapomniał, że oprócz zarabiania firmy pełnią również funkcję społeczną. Co to oznacza w praktyce? A, no to że firmie opłaca się funkcjonować w sytuacji w której w rachunku zysków i strat wychodzi na „0”. Uczą tego na pierwszym roku studiów na zajęciach z mikroekonomii na wszystkich Uniwersytetach Ekonomicznych.  Świat jednak skupia się na maksymalizowaniu zysku, który niekoniecznie przyczynia się do stabilizacji w systemie i wymusza bardzo często ryzykowne decyzje.

Pomijając funkcje społeczną firmy powodują populacyjne ubożenia naszego społeczeństwa. Wpływają negatywnie na wychowanie naszych dzieci, oraz na to ile ich mamy lub planujemy mieć. Tym samym w dłuższej perspektywie skazują się na mniejszą liczbę klientów, a co za tym idzie na mniejsze zyski. Koło się zamyka. Zdaje sobie sprawę, że maksymalizacja zysków, że rozwój itp., ale tego wszystkiego nie będzie, bez nas, bez ludzi.

Coraz bardziej dają się we znaki dysproporcje w zarobkach pracowników i prezesów. Idące w grube miliony czy też tysiące gaże miesięczne i roczne, w jednych wzbudzają gniew, a mnie zastanawia czy tych dóbr nie moglibyśmy podzielić trochę bardziej uczciwie.  Świat się zmienia, niewątpliwie i zmieniać się będzie, ale pamiętajmy, że najbardziej proste zasady nim rządzące są jak najbardziej aktualne.